Forum www.littledreams.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Error

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.littledreams.fora.pl Strona Główna -> Galeria Little Dreams / Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewangelina
you're not stubborn
you're not stubborn


Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 1:35, 12 Sie 2012    Temat postu: Error

"Bądźcie pewni, drodzy przyjaciele, że istnieje wyższy porządek i wyższy cel. Waszym zadaniem jest przeniesienie waszego celu w głąb swojego ciała i w głąb Ziemi. Ów cel wywołuje przebudowę wielu warstw istnienia - dzielących wspólną teraźniejszość. Kluczową sprawą w badaniu rozmaitych aspektów rzeczywistości jest to, abyście uważniej przyjrzeli się swojemu fizycznemu ciału..."
 B.Marciniak - "Ziemia Zwiastunów Świtu"

Linie... od kiedy się obudziłam, widzę jedynie linie. Wiją się przed moimi oczami niczym stado szalejących węży. Węży chcących jednym skurczem łuskowatej skóry zacisnąć się na mojej szyi, tym samym pozbawiając mnie szansy na złapanie oddechu. Krwistoczerwone, jaskrawe, łącząc się tworzą fantazyjne wzory na suficie, kołdrze, ukwieconych zasłonach. Czegokolwiek bym nie zrobiła, ich barwa nie utraci zbytnio w swej intensywności.
Kiedy przymykam powieki, nadal je obserwuję. "Tak, widzisz je, prawda? Nawet nie próbuj zasłaniać oczu – nawet, jeśli to zrobisz, linie nie znikną. I niech to będzie dla Ciebie nauczka". - słyszę damski, dość gruby jak na kobietę głos "Kim jesteś?", pytam. Czekam. Nie uzyskuję odpowiedzi, więc rezygnuję z zadawania pozostałych pytań, które kołaczą się w mojej obolałej głowie.
Instynktownie odwracam wzrok na lewą stronę. Widzę tam kobietę dość otyłą, ubraną w strój pielęgniarski, trzymającą strzykawkę wypełnioną płynem nieokreślonego koloru. W drugiej ręce zaś ma zaś kilka zapisanych kartek. Podchodzi do mnie i pochyla się nad moim łóżkiem, przywołując na swoje usta najszczerszy uśmiech, na jaki tylko – zapewne – ją stać, i mówi:
- Ty jesteś Suzanne Clinton, zgadza się?
"Skąd ta kobieta zna moje imię i nazwisko?" - zadaję to pytanie samej sobie. Snuję domysły na ten temat – może należy do agencji, która ostatnio usiłuje zepsuć mi życie? W końcu oni wszyscy udają, względem mnie, miłych i przyjaznych. Ale zaraz... agencja? Jaka agencja? O czym ja myślę? Nie wiem o czym, a jednocześnie wydaje mi się że moje myśli odwzorowują fakty normalnego życia, mojego życia. Czy ja wiem? Niczego nie mogę być pewna... kręci mi się w głowie...
W tym momencie zorientowałam się, że w moje ramię została wbita strzykawka. Spóźniony ból przeszył całe ramię o boże jak boli ratujcie robi mi się niedobrze o widzę biel nieskazitelną nieznośną straszną biel...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akiko
sometimes i'm dead
sometimes i'm dead


Dołączył: 24 Lip 2012
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Nie 1:53, 12 Sie 2012    Temat postu:

To część czegoś dłuższego czy pojedyncze opowiadanie?
Wciągające, lubię taką tematykę. :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
you're not stubborn
you're not stubborn


Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 1:56, 12 Sie 2012    Temat postu:

Dłuższego. Materiał na moje największe marzenie. ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akiko
sometimes i'm dead
sometimes i'm dead


Dołączył: 24 Lip 2012
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Nie 2:06, 12 Sie 2012    Temat postu:

W takim razie czekam na następne części, naprawdę mi się spodobało. Trochę mi to przypomina science fiction i eksperymenty na ludziach, czy coś w tym stylu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
you're not stubborn
you're not stubborn


Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 2:15, 12 Sie 2012    Temat postu:

No i po części rację masz.

Pewna dziewczyna szła po piaszczystej drodze. Bladożółte, jasne wstęgi rucały się na jej jasne ciało. Rudopomarańczone włosy sterczały na wszystkie strony i zasłaniały jej drobną twarz przed promieniami słońca, które dziś przygrzewało szczególnie mocno. Miała na sobie plisowaną, granatową spódniczkę, która upodabniała dziewczynę do gimnazjalistki, oraz marynarkę tego samego koloru. A na nogach glany, odwieczne towarzyszki jej wszelkich wędrówek. Zniszczone, z brudnymi sznurówkami i obdartą skórą na czubkach, jakby wyrażały całą jej dotychczasową egzystencję. Przy biodrze zwisała czarna torba, z paskiem przewieszonym przez prawe ramię. 
Dziewczyna skręciła w prawo, mijając pierwsze budynki świadczące o tym, że po długiej wędrówce przez łąki i lasy wreszcie znalazła się w cywilizowanym mieście. Zobaczyła pana Coanninghton, jak zwykle codziennie rano wystawiającego przez swój mały sklepik skrzynki z soczystymi jabłkami, wiśniami oraz innymi pysznymi owocami. Kiedy zawołał do niej, odmachała mu - mimo wielkiego zmęczenia - z szerokim, szczerym uśmiechem. Dalej zobaczyła większe sklepy, supermarkety oraz małe, ciche i zadbane osiedla. Minęła kilku ludzi pogrążonych we własnych sprawach - niosących siatki z zakupami, spieszących do pracy, spacerujących z psem czy rozmawiających. Szła, obserwując ten niezmieniający się schemat dnia codziennego, wiedząc że już wkrótce ma on zostać zakłócony. 
Po jakimś czasie stanęła przed wielkim budynkiem. Myśl, ile mógł mieć pięter wzbudzała zgrozę w każdym, kto o tym pomyślał. Dziewczyna weszła do niego przez szerokie, automatycznie rozsuwające się drzwi. Za nimi czekały ją kolejne, jeszcze bardziej masywniejsze, szersze i wyższe. Otworzyła swoją wielką, czarną torbę i wyjęła malutki, skórzany portfel, z którego wzięła białą, prostokątną karteczkę. Główny, największy, najbardziej rzucający się w oczy napis głosił: "Major Emily Devine". 
Dziewczyna wsunęła karteczkę do wąskiego otworu wbudowanego w niewielkie urządzenie przywieszone obok tych drzwi. Malutkia lampka na mniej niż jedną sekudnę zapaliła się niebieskim światełkiem, a te dwie wielkie metalowe części rozsunęły się powoli, pozwalając dziewczynie przejść przez próg i zobaczyć wielki, starannie zaprojektowany hall. 
Podłoga pokryta była białą, nieskazitelnie czystą wykładziną. Ściany miały barwę jasnego błękitu, który łatwo można było pomylić z kolorem dywanu. Na środek położono trzy niewielkie kanapy koloru popołudniowego, bezchmurnego nieba, które ustawione były w artystycznym nieładzie. Z sufitu sterczały dwie neonówki, a jego powierzchnia była pokryta skomplikowaną mozaiką ułożoną z wielobarwnych kafelek. Po lewo od drzwi stała recepcja, po prawo - winda oraz schody, mieszczące się obok siebie. 
Emily weszła do zachwycającego projekcją pomieszczenia. Szła szybko, a odgłos jej kroków był - całe szczęście - tłumiony był przez miękki dywan. Kiedy już miała nacisnąć guzik windy, by ta zjawiła się na parterze, jakiś mężczyzna podbiegł do niej, nawołując jej imię. 
-Emily, zaczekaj... Emy! Hej! - wołał do niej zasapany mężczyzna. 
- Ee tak? 
- Coś taka zamyślona? - zainteresował się. 
- Po prostu zwyczajne zmęczenie - powiedziała i uśmiechnęła się nieznacznie. -no, o co chodzi? 
- Jesteś proszona do recepcji... telefon do ciebie dzwoni. 
Kiedy Emily odwróciła się, by pójsć do recepcji, zobaczyła kilkadziesiąt par oczu wbitych w jej twarz. Młody chłopak z jasnozielonymi włosami postawionymi za pomocą żelu siedział za ladą i trzymał słuchawkę. Patrzył się przy tym na dziewczynę, cały kipiąc wściekłością. Kiedy pani major podeszła, by odebrać słuchawkę z ręki nastolatka, ten syknął: "rany julek, uspokój ją, Devine!". Zawsze sprawiał wrażenie wyluzowanego, teraz jednak był naprawdę wściekły. Przyłożyła słuchawkę do ucha. 
- Kochanie, powiedz swojemu koledze, żeby był bardziej uprzejmy, dobrze? A najlepiej go wywal. Dzięki swojemu stanowisku możesz to zrobić, prawda? Niech najpierw spyta się, z kim ma do czynienia, zanim zacznie mnie uciszać i uspokajać. Ach, ta dzisiejsza młodzież... zero szacunku dla krewnych ludzi, przed którymi powinni czuć respekt. - Emily, słuchajac tego, starała się, by nie wybuchnąć niepochamowanym śmiechem. W sumie takie monologi musi słuchać codziennie, w końcu mieszka ze swoją mamą. - W ogóle ja nie rozumiem, dlaczego trzymasz w swojej pracy takich nieudaczników. Prawie wszyscy są nieletni, albo minęło dopiero parę lat od czasu, kiedy otrzymali dowód tożsamości. Tacy powinni siedzieć w domu, uczyć się i być posłusznym wszystkim starszym, a nie... I jeszcze tak dziwnie się ubierają. I ciagle żują gumy. Czy Twój ojciec w ich wieku żuł gumę? Nie - a wyrósł na ludzi. Oni na nich nie wyrosną, nie ma szans. A ty, kochana, przyczyniasz się do tego ich nie-rozwoju. Pogadaj ze swoim szefem i tymi wszystkim ludźmi z którymi się tam przyjaźnisz... i powywalajcie tę dzieciarnię. Co, oni myślą, że będą załatwiać sprawy ważne dla świata? Ach no tak, zupełnie zapomniałam, po co tu do ciebie dzwonię. Masz wyłączony telefen i nie mogłam się do ciebie dodzwonić. A gdyby ktoś z rodziny dostał zawału? Jak bym cię o tym poinformowała? Czy ty, kochana, myślisz czasami? No tak, nie wzięłaś kanapki. Co ty będziesz jeść przez te osiem godzin albo więcej? Fast-foody? Tutaj w ogóle nie macie zdrowej żywności. Nie dbają tutaj o zdrowie, a o to, by wypchać czymś swoje, i tak już grube od za bardzo podwyższonej samooceny, portfele. Mówię ci, wszystkim się już poprzewracało. I tobie, kochana, chyba też zaczyna. Ale nie, nie przyniosę ci tej kanapki - za daleko, a ja mam o wiele ciekawsze zajęcia. Tylko nie myśl kupować tutaj żadnych hamburgerów. Głoduj, w końcu zrozumiesz, że źle zrobiłaś, nie biorąc tej kanapki. 
- Dobrze, żałuję, że jej nie wzięłam i będę głodowała. Mamo, mam dużo roboty, na razie. 
- Co, ty ze mną dyskutujesz? Z... - nie zdążyła dokończyć, bo Emily już odłączyła się i oddała słuchawkę nastolatkowi. 
- Emilio, nawet nie wyobrażasz sobie, co ona mi wygadywała... nawet się nie przedstawiła, od początku zaczęła na mnie wjeżdżać i wygłaszać jakieś mądrości, coś o... społeczeństwie? 
- Och, uwierz mi, potrafię to sobie wyobrazić. Naprawdę cię za to przepraszam, Mike. - Uśmiechnęła się i odeszła szybkim krokiem w stronę widny. 


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akiko
sometimes i'm dead
sometimes i'm dead


Dołączył: 24 Lip 2012
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Nie 2:44, 12 Sie 2012    Temat postu:

Ewangelina napisał:
A na nogach glany, odwieczne towarzyszki jej wszelkich wędrówek. Zniszczone, z brudnymi sznurówkami i obdartą skórą na czubkach, jakby wyrażały całą jej dotychczasową egzystencję.

Zdecydowanie moje ulubione dwa zdania, od razu wpadły mi w pamięć. :D
Najpierw strzykawka, później, jak gdyby nigdy nic, jakaś dziewczyna wraca z wędrówki... Próbuję odgadnąć, co te dwie części mogą mieć ze sobą wspólnego, czy niejaka Suzanne Clinton zna Emily i na odwrót, co może wydarzyć się dalej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
you're not stubborn
you're not stubborn


Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:14, 15 Sie 2012    Temat postu:

Siedzę pomiędzy tymi czterema ścianami. Obserwuję ich intensywną biel.
Po co mi takie życie? Po co mam tu siedzieć, męczyć się? Wolałabym umrzeć. Bo moja egzystencja w nawet najmniejszym stopniu nie jest warta tego, by ją przeżyć. Po co mi te całe obchody, nie obchody, rozdawanie leków, kroplówki, nie kroplówki, zastrzyki i tym podobne.


Suzanne leżała w łóżku. Pod świeżą, białą szpitalną kołdrą znajdowało się jej wątłe ciało. Rozmyślała nad wieloma sprawami, do czasu…
Drzwi od klinicznej, niewielkiej salki otworzyły się – powoli i łagodnie. Suzanne usiadła na łóżku, wyczekując, aż zdoła zobaczyć twarz swojego gościa. Wkrótce jej oczom ukazał się obraz mężczyzny ubranego w schludny garnitur z żabotem. W prawej ręce trzymał czerwoną różę.
-Witaj, Suzanne – mówiąc to, człowiek ten włożył kwiat do wazonu stojącego na parapecie. Dziewczynę zszokowało to nietypowe i aż nazbyt śmiałe zachowanie gościa. – Chciałbym z tobą porozmawiać. Chyba, mam taką nadzieję, nie przeszkadzam?
-Czego pan chce? – spytała z irytacją.
-Oh, a z jakiej racji atakujesz mnie takim tonem? – mina mężczyzny zastygła w półuśmiechu. - i to na samym wstępie.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Jak tam twoje oczy? – spytał z udawaną troską. – już nie widzisz tych linii?
Rzeczywiście – pomyślała – od rana już nie mam tej dolegliwości.
-Lepiej – rzekła oschle.
-Wiesz, co to za choroba?
-A skąd mam to niby wiedzieć?
-Lekarz ci nie mówił?
-On nie chce mi nic zdradzać. Za to moim rodzicom – owszem. Za to oni nie chcą ze mną w w ogóle rozmawiać.
-Oh, a to dlaczego?
-Pan się mnie pyta? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Cóż, tak czy inaczej, trzeba ci widzieć, że te linie już nie wrócą. To dolegliwość, która zapoczątkowywuje początek pewnej… - mężczyzna zdawał się szukać odpowiedniego słowa – mocy. Tak, mocy. – ucieszył się, że udało mu się to określić, dlatego na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Mocy? Ja mam jakąś moc? – Suzanne spytała z niedowierzaniem.
-Tak, mocy. A jest nią zdolność wnikania w umysły innych i manipulowania nimi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akiko
sometimes i'm dead
sometimes i'm dead


Dołączył: 24 Lip 2012
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świdnik

PostWysłany: Pią 12:21, 17 Sie 2012    Temat postu:

Hmm, ciekawe, cóż to wyniknie z tej mocy. ;D
Sama nie wiem czemu, ale od początku porównuję Error do Roku 1984 Orwella, po prostu głupia jestem i nie znam się. xd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
you're not stubborn
you're not stubborn


Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:03, 22 Sie 2012    Temat postu:

Kiedy już znalazła się na odpowiednim piętrze, minęła kilka drzwi i stanęła przed jednymi z nich. Nacisnęła klamkę. Jej oczom ukazał się mały i przytulny pokoik, posiadający jednak pewne cechy gabinetu. Zdjęła torbę i rzuciła ją na kanapę, sama zaś upadła ciężko na fotel na kółkach. Zatanawiała się, dlaczego opiekę nad agencją odpowiedzialną za działania wojenne miała sprawować akurat ona, młoda pani major, które jednak wojennymi, z logicznego punktu widzenia, raczej nie były.
Chwilę odpoczęła, następnie spróbowała zebrać myśli. Przyszło jej to z niewielkim trudem. Zastanawiała się, co miała zrobić, a o czym rozmyślała w drodze do pracy. Przez jej głowę przemykało wiele niezbyt ważnych spraw.
Przypomniała sobie niedawną rozmowę z matką. Uśmiechnęła się smutno na samą myśl o tej kobiecie. Bardzo ją kochała, a owe uczucie wzmogło się, kiedy Emily dowiedziała się, że ta ma raka. To nowotwór wątroby. Matka zmaga się z nim od dwóch lat. Dlatego Kate, bo tak ma na imię rodzicielka pani major, stara się być w jak najlepszych relacjach z córką, bo tylko ona jej została, wszyscy bliscy albo umarli, albo, w wyniku przeprowadzi czy też kłótni kontakt się urwał. Emily pomyślała, że warto by było jakoś uszczęśliwić starszą kobietę, której zostało niewiele życia. Dlatego te powinno być przyozdobione żywymi barwami.
Dziewczyna sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej niewielki kluczyk z breloczkiem przedstawiającym mikroskopijny globus. Zaczęła obracać kulę w krókich, acz szczupłych palcach. Wykonywała tę a jakże prostą, a jednocześnie – uspokajającą czynność przez jakieś pięć minut, w głowie mając wiele tematów, z których każdy powinien zostać przez nią przeanalizowany.
Najważniejsza była chyba jak na tę chwilę myśl, że miała ją dzisiaj odwiedzić pani Clinton, matka dwóch dzieci, z których jedno, starsze o dwa lata od syna przyszłego gościa, została wplątana w sidła doktora Loster'a. Doszły ją słuchy, iż dziecko te, imieniem Suzanne, jest kimś, kim warto, z perspektywy pokonania konfliktu i odniesienia zwycięstwa, się zainteresować.
Wyprostowała się na fotelu i postanowiła otworzyć szufladę biurka. W tym celu sięgnęła po kluczyk, który tak niedawno odłożyła na biurko. Przekręciła przekrzywiony kawałek metalu w zamku szuflady. Wyjęła nieco zniszczony notes z Marilyn Monroe na okładce. Otworzyła tam, gdzie tkwiła materiałowa zakładka i zaczęła czytać – szybko, acz dokładnie a zarazem zrozumiale dla niej samej:


Twoje zastygłe w bezruchu ciało leży na dość wielkim, szpitalnym łóżku - a ręce i nogi, pozbawione życia, obwiązane niezliczoną ilością rurek i kabli, wijących się po twoim ciele niczym stado kąsających węży. Przykryta delikatną materią nieskazitelnie białego prześcieradła, leżysz tak, zapewne pozbawiona trosk i niepokojów - skupisk natrętnych myśli, które w tym samym czasie roją się w głowach wszystkich twoich bliskich. W głowach tych wszystkich, którzy przeżyli z tobą dni i radości, i smutku. Oni wszyscy tracą zmysły, bo wciąż zaprzątają sobie myśli twoim stanem... tylko nie ty - ta, która jest odpowiedzialna za ich zmartwienia. Dlaczego to takie niesprawiedliwe?
Nawet nie uraczysz mnie swym spojrzeniem, prawda? Ale ja widzę cię, obserwuję twoją osobę od kilku godzin, za wielkimi, masywnymi drzwiami. Stoję tak, w bezruchu, z policzkiem przylepionym do szklanej szyby, okiem zwróconym na twoją osobę. Tak chciałbym przebić tę mentalną blokadę, jaką stanowiły dla mnie te masywne drzwi. Próbuję je pchnąć, jednak daję za wygraną, poznając ich ciężar. Widzę, jak twoja blada ręka wysuwa się spod białego prześcieradła, a z czubka palca, kropla za kroplą, sączy się czerwonokrwista ciecz.
Wspomnienie tamtej chwili wciąż tkwi mi przed oczami. Wspomnienie tak wyraziste, prawie że aż namacalne. Świst przejeżdżającej ciężarówki, przecinającej powietrze z nieodgadnioną szybkością i ta dezorientacja, która mnie zaatakowała, kiedy to odwróciłam się w lewą stronę, a ciebie tam nie było. I mnóstwo niewypowiedzianych emocji splątanych w szok, kiedy to podnosząc wzrok przed siebie, ujrzałem twoje ciało na ulicy, zatopione w kałuży krwi, oraz jasnowłose loki rozproszone na granatowej jezdni. Postrzępiony materiał hipisowskiej torby oraz kilka mało ważnych przedmiotów, które się weń mieściły, rozsypane na ulicy. Dźwięk syreny karetki pogotowia, przeciskający się przez przewód słuchowy oraz nieznośnie świdrujący myśli, wzbogacając je o oszołomienie.
Widzę, jak świdrujesz wzrokiem biel sufitu. Widzę twoją bezradność i zupełny szok. Zauważam grymas cierpienia rodzący się na twoich delikatnych ustach, które po chwili otwierają się gwałtownie. Wiem, że chcesz krzyknąć, lecz z twoich ust wydobywa się jedynie cichy chryp. W panice szamoczesz się wśród skupiska rurek i przewodów, zaplątując się jeszcze bardziej - po chwili jednak jeden z lekarzy podchodzi do ciebie i nagle zapadasz ponownie w niespokojny sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewangelina
you're not stubborn
you're not stubborn


Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:22, 29 Sie 2012    Temat postu:

-Słucham? - Suzanne nie potrafiła uwierzyć w to, co usłyszała. - jakie moce?!
Doktor Loster zapalił papierosa. Zaciągnął się głęboko.
-Eckhemn, tu nie wolno palić. Zwłaszcza na sali chorych! - wybuchnęła, zirytowana.
-Przecież ty nie jesteś chora – uśmiechnął się do niej cwaniacko. - zresztą sama o tym wiesz.
Dziewczyna zamilkła, zgaszona. Chciała przemówić, jednakże jej rozmówca podjął nowy temat.
- tak czy inaczej, potrzebujemy Cię. - doktor nawet na nią nie spojrzał. Podziwiał za to otoczenie, w którym siedział. Sala chorych mieściła w sobie cztery nowoczesne, szpitalne łózka. Ściany odznaczały się brudnym różem. Loster nie wyglądał na takiego, który wypowiedział takie słowa. Słowa, które pozostają niezrozumiałe dla odbiorczyni. Ta tępo spoglądała na swojego rozmówcę, jakby urwał się z innej planety.
-Wiesz, trudno uwierzyć, że tak pretensjonalna z ciebie dziewczyna. - odparł, opierając dłoń na brodzie. - jak tu przyjechałaś... wiesz, wyglądałaś tak grzecznie, tak niewinnie... a zwłaszcza wtedy, jak zostałaś poddana eksperymentom.
-Słucham? - nie wiedząc z jakiego powodu, po policzkach Suzanne zaczęły płynąć łzy. I to nie wiadomo, dlaczego.
-taak. Licznym eksperymentom. A ich wyniki, jak widzę, znalazły swe potwierdzenie – uśmiechnął się obrzydliwie. - że jesteś bardzo wrażliwa. No już, nie płacz.
-Ja wcale nie płaczę! - nagle wybuchła niepohamowanym gniewem – co pan w ogóle sobie wyobraża?! Proszę.... nie. Nalegam, żeby pan stąd wyszedł. Widzi pan, mam tutaj taki guzik. Jeśli go nacisnę, przyjdzie pielęgniarka. Więc, albo sam pan się stąd wyniesie, albo siostra wezwie grupę interwenncyjną. Więc, jak będzie?
Mężczyzna, z uśmiechem wciąż tkwiącym na jego pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy, wstał powoli, opierając ręce na udach. Wyszedł, cichutko zamykając za sobą drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.littledreams.fora.pl Strona Główna -> Galeria Little Dreams / Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin